Marzec upłynął bardzo spokojnie i raczej nie spędziłem w grach tak dużo godzin, jak zwykle. Ta jednak cały czas czeka na swoją kolej.
Stosunkowo niewiele godzin przypadło tym razem na tytuły wieloosobowe i MMO, od których musiałem chyba już trochę odpocząć. Miesiąc skończyłem skacząc między Hot Wheelsami a NFS Payback, którego postanowiłem nadrobić po latach i… dopiero zaczynam, ale jak na 23 zł wydane na tę grę, bawię się przyzwoicie.
W przeciwieństwie do niektórych gier tego typu, pokazujących napisy końcowe po trzech godzinach, lub tak wiejących nudą, że moje córki po trzech sesjach zapominają o ich istnieniu, Świat Psiego Patrolu przyciągnął obydwie do ekranu na mniej więcej sześć godzin. Gra jest prosta, ale bardzo dobrze zrealizowana, z polskim dubbingiem i do tego weszła do Game Passa.
Jeśli jednak nie macie pojęcia, kim jest Panna Migotka lub Mała Mi, jest to tytuł do odpuszczenia. Zaskoczony natomiast jestem, jak dobrze gra mi się odświeżoną wersję kultowego RTS-a, której premiera zdecydowanie nie przebiegła po myśli Blizzarda.
Głównie dlatego, że nabiecywano dużo (pełnoprawny remake), a dostaliśmy remastera z nieco zmienionymi modelami postaci, lekko zmodyfikowanymi niektórymi mapami i od nowa nagranymi dialogami. Teraz jednak, po ponad czterech latach od premiery, gdy kurz opadł, Activision Blizzard zmieniło właściciela, i nikt już nie pamięta o porażce wizerunkowej, jaką był Warcraft III: Reforged (bo w międzyczasie doszły nowe), muszę powiedzieć, że naprawdę fajnie się w to gra.
Nie jest to raczej zasługa remastera – oryginał był po prostu solidnym RTS-em z fabułką, którą fajnie się śledzi. Jak to w starych strategiach czasu rzeczywistego bywa, sama warstwa strategiczna na normalnym poziomie trudności skupia się na zalaniu bazy przeciwnika swoimi jednostkami i liczeniu, że umiejętności bohaterów/bohaterek wystarczą do rozgromienia wszystkiego w perzynę.
Ale samo odkrywanie różnych sekretów map, rozbudowa bazy czy zamknięte misje, w których mamy do dyspozycji bardzo ograniczone zasoby, potrafią wciągnąć na długie godziny. Odpalenie Warcrafta III: Reforged jest znacznie prostsze niż instalowanie oryginału z płyty (tak, ciągle ją mam!)
i ściąganie fanowskich patchy, by całość działała na nowych systemach i to w zasadzie jedyny sensowny plus tego remastera. Ale samo doświadczenie powrotu do tej produkcji po latach uważam za świetne i każdemu polecam spróbować.
Wszystko wskazuje na to, że 2024 r. będzie pod kątem growych premier znacznie spokojniejszy od roku poprzedniego. I dobrze, bo przeciętny zjadacz chleba może dać sobie kilka dodatkowych miesięcy na ogranie tego, co już wyszło, a w dodatku te produkcje zdążyły już stanieć.
Ostatni raz grałem też w okolicach marca-kwietnia 2023 r. i po roku przerwy po prostu kontynuowałem zabawę tam, gdzie skończyłem ostatnio. Ba, w międzyczasie zdążył wyjść nowy dodatek, a ja go nawet nie kupiłem, bo wciąż mam tyle zawartości do ogarnięcia.
Cała siła tej produkcji leży w tym, że nie kładzie nacisku na przedmioty, lecz na elementy kolekcji i osiągnięcia, niewpływające na siłę naszej postaci. Od 12 lat od premiery twórcy nie podnieśli maksymalnego poziomu postaci, a najmocniejsze, najdroższe w grze przedmioty są… o jakieś 5 proc.
lepsze od tych, które można bez problemu dostać zaraz po wbiciu maksymalnego poziomu. Przez cały marzec wykonywałem eventy publiczne, walczyłem z bossami świata, robiłem kontent grupowy, eksplorowałem świat, wykonywałem osiągnięcia, testowałem inne klasy… i nie było dnia, w którym odchodząc od komputera, byłem na coś zirytowany.
Zawsze zrelaksowany, z mocnym uczuciem „osiągnięcia” czegoś, nawet małego kroku na drodze odblokowania nowego wierzchowca. Jeśli szukacie MMO dla siebie, to bardzo polecam zwrócić na tę produkcję uwagę.
Mój gamingowy marzec to prawdziwe pomieszanie gatunków i gier.